10 września 2016

Jest dobrze

Wiecie że w ostatnim tygodniu Andrzej napędził mi mnóstwo strachu? 



Zaczęło się w poniedziałek wieczorem - nie zjadł kolacji, a potem cały wtorek prawie nic nie tknął. Coś tam skubnął - ale to nie był mój wszędzie plączący się pod nogami kot! Ogólnie był taki smutny i apatyczny - pisałam o tym w poprzednim poście. 

Myślałam że może się zakłaczył - wiadomo że koty miewają z tym problemy, ale on kuwetę ogarniał w miarę normalnie. Z raz czy dwa zawartość miski po zdjedzeniu wylądowała na dywanie, co też mnie zmartwiło.

W środę trochę się poprawiło, coś tam jadł, skubał owies ale stwierdziłam że lepiej się przejdziemy na kontrolę do weterynarza, zwłaszcza że i tak w  niedługim czasie planowałam taką wizytę.

Tak wędrowaliśmy do weterynarza - kto z Was lubi Andrzeja na facebooku to widział ;)


Andrzej było mocno zestresowany i zdenerwowany - zwiewał nam po gabinecie, raz nawet ugryzł panią doktor i groźnie syczał. Ale został zbadany - zęby i dziąsła są w porządku, uszy też, brzuch też zdrowy - ogólnie pani weterynarz nie zauważyła żadnych niepokojących objawów. Kazała rudego pacjenta obserwować i jeśli nie będzie poprawy po 2-3 dnia to zaleciła ponowną wizytę i badanie krwi.

Andrzej po wizycie był lekko obrażony, jak to kot - miał focha ;)

Nawet mały Tymek go pocieszał, ale nie pomagało - jak foch to na wszystkich ;)

Ale najważniejsze że po wizycie się ruszyło - to znaczy zaczął ładnie jeść, w piątek rano już całkiem wrócił dawny Andrzej.

Podejrzewam że jednak był lekko "przytkany" a ja  jestem zbyt mało doświadczoną kociara i niepotrzebnie spanikowałam po tych kilku słabszych dniach , kotom tak się zdarza. Andrzej dostał sporo pasty odkłaczającej, stres i badanie u weterynarza też pewnie pomogły i na szczęście wszystko wróciło do normy.

Andrzej jak zawsze przybiega na dźwięk otwieranej lodówki, plącze się pod nogami, bawi się i biega. Na badania krwi pewnie tak czy inaczej się wybierzemy, odrobaczenie tez nas czeka - ale to na spokojnie i bez stresu.

Najważniejsze że już mu nic nie jest - jaka ulga! :)

14 komentarzy:

  1. Dobrze, że nic mu nie jest. :) (Tak przy okazji zapraszamy na Naszego bloga bo w końcu pojawił się post)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że nic mu nie jest. :) (Tak przy okazji zapraszamy na Naszego bloga bo w końcu pojawił się post)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż mi ulżyło :) Mój Maciek pamiętam ozdrowiał w drodze do weterynarza. Nie zdążyłam dojść do ulicy, a on mi zwiał. Po przyjściu do domu zaczął normalnie jeść i korzystać z kuwety :) Przed kastracją były istne cyrki :) Zwierzęta czują, kiedy się z nimi wybiera na badania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeja tez pewnie przeraziła wizja ponownej wizyty u weterynarza ;) Koty po prostu wiedzą :)

      Usuń
  4. Sfochowany Andrzej,oj jaki on słodki:)
    Dobrze,że już w porządku:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff, uff, ufffff! Dobrze czytać, że to rude kocisko jest zdrowe :)) Pogłaskaj go ode mnie (o ile foch też mu już przeszedł) :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogłaszczę, foch już przeszedł, wystarczyło trochę przysmaków ;)

      Usuń
  6. Najważniejsze, że znów jest taki, jaki być powinien. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rzeczywiście koty tak jak ludzie miewają słabsze dni ale mimo wszystko dobrze że odwiedziliście weta. bo czasem poważne choroby się niewinnie zaczynają. Koniecznie zróbcie badania krwi, raz w roku profilaktycznie nawet warto (morfologia,cukier,profil nerkowy, wątrobowy i trzustkowy) bo lepiej zapobiegać niż leczyć, a jak leczyć to im wcześniej tym lepiej. Ściskamy Andrzejka i pozdrawiamy Was :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Od dawna marzę o wózku dla kotów bo ciężko ich dźwigać w transporterach a auta nie mamy. I wczoraj w zooplus zobaczyłam że już są specjalne wózki dla zwierzaków, a Wy macie dwa w jednym ;)

      Usuń
    2. Wiem, zrobimy badania krwi, na pewno mu to nie zaszkodzi. A wózek faktycznie okazał się przydatny ;) Chociaż nie powiem - ludzie dziwnie patrzyli że dziecko drepcze obok a kot w wózku :P

      Usuń
  8. O! My wczoraj byliśmy też u weterynarza. Bez transporterka chodzimy, bo mamy lekarza dwa domy dalej, a Nutuś jest grzeczny. Warczy tylko, ale leży grzecznie i przyjmuje wszystko z pokorą. Byliśmy na szczepieniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No to dobrze, że u Andrzejka wszystko dobrze :) ja też jestem panikarą wolę dmuchać na zimne i wyjść na nadopiekuńczą, niż coś przegapić ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy z Andrzejem za każdy komentarz i odwiedziny na blogu :)