1 kwietnia 2015

Jak pomagają koty

O tym że koty są bardzo pomocne - przekonaliśmy się zapewne nieraz. Czasem są to zwykłe codzienne sprawy, a czasem - całkiem poważna pomoc. 

O tym jak kot ocalił życie całej rodziny można przeczytać w książce "Billy. Kot który ocalił moje dziecko". O Billym i Fraserze możecie poczytać TUTAJ ,
A o tym jak Wam pomogły i pomagają koty część z Was podzieliła się z nami.
Wszystkim bardzo serdecznie dziękujemy za udział w konkursie!!! 

Poniżej nadesłane zdjęcia i historie odpowiadające na pytanie: Jak pomagają koty.

***

Opowiadanie napisane przez Dawida, o tym jak bardzo przyjaźń z kotem może wpłynąć na jakość życia.

Sini, kotka, która ocaliła życie

Adam zawsze sprawiał problemy. Powód: znikomy. Przecież ADHD nie mogło być głównym powodem, że nikt go nie lubił, prawda? Jednak to akurat mogło być prawdziwym kłopotem. Człowiek bez przyjaciół to jak ocean bez wody. A woda daje wiele dobrego, tak samo jak przyjaciele. Po osiągnięciu szczytowego poziomu braku empatii Adam stracił przyjaciół. Dał sie całkowicie ponieść frustracji. Nie mógł się pogodzić z tym, co go spotkało. W końcu uderzając ze zdenerwowaniem o ścianę chłopak zamachną się i uderzył o ceglany piec. Poparzona ręka zostało opatrzona przez lekarzy. Wywnioskowano mocne złamanie. Po zrobieniu wszystkich potrzebnych zabiegów stwierdzono jeszcze coś. Coś o wiele gorszego. Coś, co zwiastowało śmierć i załamanie. Słowa ordynatora szpitalnego były bardzo wyraźne:
Badania wykazały białaczkę
Adam czekał z niecierpliwością na jakieś słowa wyjaśnienia.
Po co starzy płaczą?
Po chwili padły słowa wyjaśnień, dzięki którym chłopak załamał się psychicznie. Na razie przyszłą do głowy jego matki tylko jedna myśl.
Zwierzęta są lekarstwem dla duszy
 Już następnego dnia matka przyjechała do domu z białą kotką z rudymi plamami.
Oby się zadowolił. Oby sie zadowolił!
Jej serce uderzało coraz szybciej. Ten, który nienawidzi zwierząt ma pokochać jakiegoś "brudnego, zapchlonego kocura"?
 - To Sini. - powiedziała matka. Chłopiec nie odpowiadając nic pokiwał tylko głową, po czym spojrzał w oczy kotki. Rzucili porozumiewawcze spojrzenia. Ku zdumieniu matki Adam wstał i wziął na ręce zwierzę, które zawsze go obrzydzało. Sini łasiła się do jego policzka, po czym polizała go. Chłopiec nagle znieruchomiał. Czuł, jakby ktoś go pocałował. Nie tak jak matka, tylko jak ktoś inny. Ktoś, kogo nie obchodzi jego zachowanie. Kotka wiedziała, że druga połowa serca Adama jest ciepła. Gorąca niczym pisaki Sahary.

Adam uwierzył w siebie. Dzięki kotce zrozumiał, że trzeba żyć nie dla siebie lecz dla innych. Zaczął się leczyć. Sini wspierała go w każdej trudnej sytuacji i dzięki niej w sercu jej właściciela została wlana miłość. Chłopak się wyleczył i opiekował się swoim zwierzęciem najlepiej, jak tylko potrafił. Zrozumiał, że na ziemi żyje tylko jeden prawdziwy przyjaciel - kot.


O tym jak kot, pies i chomiki towarzyszą Dawidowi w codziennym życiu można poczytać na blogu 
Futrzaści Przyjaciele . Dawid oprócz tego że zajmuje się swoimi zwierzakami ma też drugiego bloga - o książkach - na którego również bardzo serdecznie zapraszamy: Powiem Ci co przeczytać
http://futrzasciprzyjaciele.blogspot.no/

***

Historia od Martyny - prawdziwa i wzruszająca, która wydarzyła się kilka lat temu. Opowiada o koleżance Martyny i jej kocie, który bardzo jej pomógł: 

Ania była zakochana w swoim kocie. Spędzała z nim każdą wolną chwilę, pilnowała, żeby nigdy niczego mu nie brakowało, rozpieszczała go, był jej maleństwem. Niestety, przyszedł dzień, w którym musiała się z nim pożegnać. Mimo pocieszeń ze strony koleżanek, które wiedziały, ile znaczył dla niej ten kot, Ania chciała tylko płakać. Któregoś dnia zauważyła coś niepokojącego - mimo, że w domu była sama, słyszała, jak jej kot się porusza, ostrzy pazurki na drewnianym stole... Ze strachem poszła zobaczyć, co się dzieje. W przedpokojowym lustrze ujrzała cień kota... Mrugnęła szybko oczyma, nie wierzyła w to, co się dzieje... Kot kilkakrotnie odwiedzał Anię, aż zrozumiała, że ukochany zwierzak chce jej pomóc. Pomóc się podnieść... Komukolwiek się z tego zwierzała, każdemu trudno było dać wiarę. Lecz Ania wiedziała, co widziała i wierzyła w to, że kotek zawsze będzie przy niej i że będzie jej pomagał...

***

I kolejna historia, tym razem Małgosi z mojego ulubionego kulinarnego bloga - Codzienna kuchnia niecodziennej. 


Wiele już obiadów, ciast i deserów z tego bloga zagościło w mojej kuchni. Wszystko zawsze wychodzi i jest smaczne - nie wiem jak to się dzieje, ale - kiedyś ja, zupełne beztalencie kulinarne - powoli zaczynam odkrywać w sobie smykałkę do gotowania i pieczenia. A wszystko dzięki przepisom Małgosi!  Jeśli poszukujecie kulinarnych inspiracji - zapraszam do niej na bloga - na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. 
A poniżej historia Małgosi, o tym jak jej rudzielec Klakier pomógł jej wtedy gdy był potrzebny: 


W moim życiu kot pojawił się w jakiś dziwny i magiczny sposób. Zarzekałam się, że nie chcę kota, nie chcę żadnego zwierzęcia w domu. Pamiętałam ze swojego dzieciństwa, kiedy to moje młodsze siostry chciały psa, ale szybko przeszła im miłość do niego i to na mnie spadły obowiązki. Miałam dość wychodzenia rano, w deszczu, zimą... Uwielbiałam tego psa, ale pamiętam jak bardzo mi to ciążyło. Potem moje dzieci zamarzyły o zwierzątku i podobnie było: to na mnie spadła troska o ulubieńca.
Dzieci dorosły, zaczęły mieć swoje sprawy, swój świat. Pamiętam ten dzień, kiedy zobaczyłam ogłoszenie, ze rudy kot szuka domu. Pamiętam to zdjęcie, do dziś je mam. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia :)
Po Klakiera jechałam 100 km. Zabrałam go do domu. W pierwszych minutach, kiedy wyszedł z transportera, ja złapałam się za głowę. Dotarło do mnie, ze to obowiązek. Obowiązek, jakiego nie chciałam przecież :) To był jednak moment, chwila. Bardzo szybko Klakier upatrzył mnie sobie jako przywódcę stada :) Rozmawiał ze mną, kłócił się, wymuszał jedzenie. To był trudny kot. Przestraszony, płochliwy i rzucający się na jedzenie w obawie, ze zaraz ktoś mu je zabierze. Przeszedł jednak tak wiele, że rozumiałam to. Serce krwawiło na samą myśl o poprzednich domach, gdzie wyrzucano go, bo nie pasował...
Pokochałam go jak tylko można pokochać takie małe stworzonko.I przyszedł moment, kiedy moje życie zaczęło się walić. Wszystko się rozsypywało jak domek z kart. Zaczęłam chorować. I wtedy on pomógł mnie. Był blisko, nie odstępował mnie na krok. Wymuszał przytulanie i pełną uwagę. Po prostu był moim przyjacielem. I obawiam się, że niewielu zrozumie, ale ja żyłam wtedy dla niego. Widziałam jak bardzo zżył się ze mną, jak bardzo byłam ważna, jak przeżywał każde, najkrótsze rozstanie. W trudnych momentach, kiedy niedobre myśli przychodziły do głowy, pojawiał się on. A ja wtedy widziałam, ze jestem jemu potrzebna, że nie mogę go zostawić... Pomagając jemu pomagałam sobie.
Od tego czasu minęło kilka lat. Nasze życie zmieniło się, burze odeszły. Jesteśmy szczęśliwi - domownicy i rudy kot Klakier :)


***

O tym jak pomagają koty pięknie napisała Marcepanowa Panienka z bloga Marcepankowo, na którego również bardzo lubię zaglądać. Kaja robi przepiękne zdjęcia (nie tylko kotom), dodaje różne smakowite przepisy, z których też nieraz korzystałam, a cudeńka jakie potrafi zrobić zawsze zapierają dech w piersiach: 
Marcepankowo
Więcej zobaczycie na blogu u Kai




A tutaj o tym jak pomagają koty - napisane przez Marcepanową Panienkę: 


Jak pomagają koty? 

Niby proste pytanie, ale ciężko odpowiedź ubrać w wystarczająco ładne słowa by oddać swego rodzaju cześć tym futrzastym kulkom.
Pomagają znaleźć przyjemność w każdym, nawet najposępniejszym dniu! Nie ważne czy pada, czy wieje, mruczenie i obecność kota od razu pomagają przegonić przygnębiające myśli. To koty wywołują uśmiech na mojej twarzy, tymi głupotkami które czynią, gdy rudy Orion porwie kotleta ze stołu, gdy Marcel podgryza mnie po kostkach zachęcając do zabawy, gdy Gruby ociera się o szybę okna tarasowego, a ja przykładam rękę z drugiej strony i tak się głaszczemy, gdy Nochaliński Nosek popędza mnie miauczeniem bym szybciej stawiała miskę z jedzeniem na ziemi, gdy Gandalf wskakuje przez otwarte okno w kuchni i wyjada całe jedzenie moim kotom, czasem kradnąc coś ze stołu. Wszystkie te chwile powodują uśmiech, i zapisują się gdzieś w moim sercu.
Orion pomaga mi się nie nudzić podczas kąpieli. Gdy tylko usłyszy wodę lecącą do wanny na łeb, na szyję leci do łazienki i łowi łapką pianę, kilka razy nawet wlazł do wody, nie znam kota który bardziej kochałby wodę niż Orion.
Marcel odpowiedzialny jest za pomoc w nie zasypianiu nad lekcjami. To on jako pierwszy przybiega do mnie i siada na podręcznikach zarządzając przerwę na mizianie, głaskanie, barankowanie. 
Gandalf pomaga mi w ogrodzie, gdy tylko zabieram się za dłubanie wśród warzyw czy kwiatów ten potwór od razu przybiega i bawi się grudkami ziemi. Turla się, obciera, tarza w ciepłym piasku.
Nosek pokazał mi, że każdego kota da się przekonać do człowieka.
Gruby pomaga mi nabrać cierpliwości, żaden kot tak długo nie był niechętny do kontaktów z człowiekiem  jak on. Pomimo upływu mnóstwa czasu dotknęłam go dwa razy. Ale Gruby Kwazar pomaga mi w czymś jeszcze…
Poza tymi wszystkimi błahostkami, o których każdy posiadacz kota z pewnością się już przekonał koty mają w sobie coś ważnego. Gdy byłam mała zawsze uważałam że gdy będę pełnoletnia to już będę poważna, i będę się zachowywać jak wszyscy dorośli dookoła mnie. Przeszło rok minął odkąd osiągnęłam ten magiczny poziom pełnoletniości… I muszę przyznać że nic a nic się nie zmieniło. Cały czas boję się pająków i ciemności. Niezmiennie śpię z pluszowym kotkiem… Ale prawdziwe koty uczą mnie czegoś niesamowitego – jest to dojrzałość. Często muszę przez nie podejmować poważne decyzje, chociażby w zeszłym roku była to przygoda z „ciężarną kotką”, a dziś znów stoję przed problemem związanym z chorą łapką mojego dzikiego Grubaska.  To on w zasadzie jest odpowiedzialny za pomoc w nauce rozwiązywania problemów. Odnoszę wrażenie, że dzięki kotom nabieram coraz więcej odpowiedzialności, i nie polega ona na regularnym czyszczeniu kuwety, czy codziennym karmieniu tylko chodzi o odpowiedzialność za drugą istotę. Nikt nie mógłby mnie tego tak dobrze nauczyć jak koty. 

Śmiało  mogę powiedzieć, że wszystkie koty jakie przewinęły się przez moje życie, nie tylko w moim domu, ale również u znajomych pomogły mi stać się taką osobą jaką dziś jestem. Pamiętam dokładnie każdego z tych kotów. 


Dodatkowo, dostaliśmy jeszcze zdjęcie młodego Marcela za czasów gdy mieszkali  w starym mieszkaniu. Jak napisała Marcepankowa Panienka: "Nikt tak dobrze jak on nie gramolił się po rurach pod zlewem aby złapać i pozjadać wszystkie pająki. Nadal uwielbia to robić, z tym że w lesie pająki bez przerwy pchają się do domu, więc nie ma żadnych trudności w polowaniu na nie!"
Marcel - hydraulik
To prawda - koty chronią nas przed wszelkim robactwem i pająkami (a tych baaaardzo nie lubię), w tym również sprawdza się Andrzej jako pomocnik :)

***

Kolejny kot - pomocnik to Aimee. Mieliśmy już okazję ją oglądać u Andrzeja przy okazji ostatniego, książkowego konkursu.  
O tym jak pomaga mała Aimee tak napisała Ruda: 

Malutka Aimee pomogła naszemu młodemu pańciowi zrozumieć jak delikatne są koty. Ponieważ od małego największa frajda to było bieganie za starszakami z świecącymi pistoletami to postanowiliśmy zresocjalizować gościa poprzez adopcję małej kotki.
A przy okazji rozruszać trzy stare pierniki (Alexa, Mefisia i Jagusia - śpiochy kanapowe typowe). 

Aimee i pozostałe koty można podglądać na fotoblogu Koty są...miłe? A kotów do oglądania jest dużo, bo aż 9 - w domu Rudej i w domu Jagodowej. 
A poniżej zdjęcia kotki Aimee i małego przystojniaka już teraz zakochanego w kotach: 



A to pomogło także zarazić Młodego do pasji robienia zdjęć :)

To zdjęcie z ich pierwszej nocy razem, po dniu pełnym zabaw :)

I nich ktoś powie, że dzieci i koty to złe połączenie - jak widać na załączonych obrazkach przyjaźń kota i dziecka kwitnie! :)

***

Teraz czas na Jolę - kotkę Karoliny. Oto co wiemy o Joli:  

Kilkumiesięczna Jola. Zawsze uwielbiała pomagać i robić to, co aktualnie robiłam ja. Pomagała we wszystkim. W sprzątaniu, bo zawsze dzielnie asystowała i nigdy nie przeszkadzała, w nauce, jak spała mi na kolanach, jak byłam chora to nie odstępowała mnie nawet na krok, a jak było mi smutno zawsze się łasiła i przytulała. A nawet na keyboardzie razem grałyśmy, czego dowodem jest zdjęcie.  



Karolina (znana też tutaj jako Ciotka Andrzeja) oprócz tego że uwielbia koty, książki - kocha też Warszawę. O tym możecie przekonać się u niej na blogu, na którym pięknie oprowadza nas Ulicami Warszawy

***

I nadszedł czas na wyniki (uwaga - Fanfary )
Nad prawidłowym przebiegiem losowania czuwał niezależny, rudy komisarz - Kot Andrzej.

A szczęśliwy los zdecydował że jedna książka "Billy. Kot który ocalił moje dziecko" powędruje do Marcepanowej Panienki. 



Decyzja o tym do kogo powędruje druga książka była ciężka, bo to nie losowanie a mój własny wybór. Gdybym mogła to wszystkim przyznałabym nagrody i wysłała książki.
Ale decyzja zapadła. "Billy. Kot który ocalił moje dziecko"  trafi do Małgosi i Klakiera z bloga Codzienna kuchnia niecodzienna 
Dzięki niej przekonuje się po raz kolejny że blogosfera ma w sobie masę wspaniałych ludzi, a historia o tym jak Klakier jej pomógł bardzo mnie wzruszyła. Poza tym Małgosia szalenie zwariowała na punkcie swojego rudzielca - zupełnie jak ja ;) 
A to zdjęcia samego zainteresowanego - pozwoliłam je sobie tutaj dodać. Zapraszam na bloga do Małgosi i życzę smacznego! Bo przepisy niezmiennie pyszne, smaczne i pomysłowe! 

Klakier
Marcepanową Panienkę i Małgosię poproszę o adresy do wysyłki książek na adres: rudykotandrzej@gmail.com

A wszystkim pozostałym bardzo serdecznie dziękuję za udział w konkursie, że chcieliście się podzielić z nami swoimi opowieściami o tym jak pomagają koty. Takie historie podnoszą na duchu i udowadniają że koty to zwierzęta niezwykłe i magiczne. 

Tymczasem ja i mój osobisty koci pomocnik z rudym ogonem pozdrawiamy wszystkich serdecznie i oczekując na prawdziwą wiosnę! 

14 komentarzy:

  1. łezka mi się zakręciła w oku
    takie piękne historie o kotach...
    i Twoje, Aniu, słowa o mnie...
    dziękujemy razem z Klakusiem :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne historie, przeczytałam ze wzruszeniem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne historie ;) Gdy pierwszy raz zobaczyłam swoją Kotę, byłam całkowicie smutna, płakałam, a ona przyszła do mnie, położyła się przy twarzy i mruczała. To było takie kochane ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne koty i piękne historie :) Gratulacje dla zwycięzców!

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie dziękuję za wygraną! Z radości to bym komisarza Andrzeja wytarmosiła całego! Zaraz wyślę adres :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W PONIEDZIAŁEK LANY
    ZAJĄCZEK ZALANY.
    KURY Z NIM TAŃCUJĄ,
    JAJKA MU MALUJĄ.
    KOGUT WCIĄGA KRESKĘ
    -PODKRĘCA IMPREZKĘ.
    CAŁA SALA SIĘ BUJA,
    DJ.GRA ALLELUJA!!!
    WESOŁYCH ŚWIĄT WAM ŻYCZĘ. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj historii jak pomagają koty mamy wiele... Młody jest po prostu naszym najważniejszym powodem :) A ile nam pomógł przetrwać nasz Mefisto jak na około nie było wesoło... A ile mnie wspierał Jaguś jak Mefi walczył z awitaminozą... Dużo tego :)
    Bo koty są niezbędne do życia. O.

    Spokojnych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, bez kotów nie da się, ja juz sobie nie wyobrazam:)

      Usuń
  8. odebrałam dzisiaj książkę i cudowne życzenia :) kartkę zachowam jako zakładkę :****
    buziaki dla Was wszystkich kochani :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że dotarła!! :) Miłego czytania teraz życzę :)

      Usuń

Dziękujemy z Andrzejem za każdy komentarz i odwiedziny na blogu :)