17 września 2015

Historia mrożąca krew w żyłach

Dziś po raz pierwszy w życiu Andrzej prawie przyprawił mnie o zawał. I po raz pierwszy pomyślałam że jest okropny. A wiecie dlaczego?


Te piórka nie są tu przypadkowo. Zaraz opowiem Wam historię, która dziś zmroziła mi krew w żyłach! Otóż Andrzej przyniósł mi dziś prezent:

Zawsze myślałam, że mojego kota większe polowania nie dotyczą - bo przecież jest domowy, niewychodzący a jedyne co umie upolować to są różnego rodzaju muszki, ćmy, pająki, małe koniki polne - a i to nie zawsze bo czasem mu się nie chce. 

Jak czasem gdzieś u Was czytałam że kot upolował ptaszka, czy mysz - to myślałam, że szkoda maleństwa ale przecież kot ma instynkt i tego przy wychodzącym kotu nie unikniemy, niestety. Takie brutalne prawo natury.

A dziś na balkonie Andrzej coś skakał, hałasował - myślałam że tak jak zwykle skacze za jakimś latającym owadem. A nagle patrzę on niesie coś w pyszczku. I to coś wkłada do pudełka.

Okazało się że Andrzej upolował małego ptaszka! Nawet nie wiecie jak bardzo się przestraszyłam - chyba najbardziej tego że Andrzej to prawdziwy drapieżnik..
Nawet zrobiłam zdjęcia, chociaż nieźle trzęsły mi się przy tym ręce. Potem pomyślałam że głupia jestem, taka hiena dziennikarska. Na całe szczęście ptaszek przeżył, więc zdjęcia będą pamiątką pierwszego ( i mam nadzieję że ostatniego) prawdziwego polowania Andrzeja.


Andrzej bardzo dumny z siebie siedział przy pudełku - pewnie myślał, jak to kot- że upolował ofiarę dla swoich ludzi, bo przecież oni nie potrafią!



Ptaszek się ruszał, więc wyniosłam go w pudełku na balkon. Nie wiedziałam co robić, czy jakoś mam go ratować i czy w ogóle coś więcej, poza zabraniem "zdobyczy" w takiej sytuacji mogę zrobić.


I tak pudełko z małym ptaszkiem stało na balkonie, a Andrzej - czuwał przed drzwiami. Bardzo chciał wyjść i osobiście doglądać swoje ofiary..

To ptaszek już na balkonie, przemieścił się pudełku i jak to zobaczyłam to wiedziałam że pewnie nabierze sił i odleci. Taki kot to wielki stres dla takiego maleństwa, więc nie dziwne że zamarł bez ruchu.

I tak zostawiłam dwie strony walki, czyli kota i ptaszka, po dwóch stronach drzwi  a sami poszliśmy na spacer.


Jak wróciłam do domu to pierwsze co pobiegłam na balkon. A ptaszka  nie było go już w pudełku!! Radość nie do opisania - dzielny mały ptaszek żyje, a Andrzej nie jest kotem mordercą ;)  Teraz trochę żałuję że wyszłam i nie widziałam jak maluch odlatuje - ale najważniejsze że odzyskał siły i pofrunął.

 Andrzej jeszcze długo bawił piórkami, które fruwają na balkonie.

Wiem że to zupełnie normalne i takie sytuacje się zdarzają - ale teraz jak patrzę na Andrzej to widzę w nim prawdziwego drapieżce - to już nie zwykły kotek polujący na małe muszki. Na szczęście wszytko dobrze się skończyło i mogę być tak troszkę dumna z mojego rudzielca - dumna, nie dlatego że chciał skrzywdzić niewinnego ptaszka, ale dumna dlatego że wiem, że z niego prawdziwy tygrys.

Liczę na to że na balkonie więcej żadnych takich sytuacji nie będzie, wystarczy że raz Andrzej pokazał co potrafi. O prezentach od kotów można poczytać np. TUTAJ - wychodzi na to że Andrzej odwdzięczył nam się w ten sposób - to taki wyraz szacunku kota dla człowieka.

Wole jednak żeby Andrzej w inny sposób okazywał mi szacunek.. Zdarzyły Wam się kiedyś tak sytuacje z takimi "prezentami" od kotów?

28 komentarzy:

  1. Domowy pieszczoszek pokazał swoją prawdziwą naturę ;) Dobrze, że zwierzątku udało się zbiec rudemu drapieżcy. Zabezpieczenie balkonu nie chroni przed latającymi gośćmi?
    Mój poprzedni kocur był podwórkowcem polującym i zdarzało się znajdować martwe myszy znoszone przez niego na balkon, ale i tak najlepszy był pies sąsiadów, który zagryzł im kurę i zaniósł ją pod nasze drzwi...to zaskoczenie po ujrzeniu, co tarasuje wejście... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, niestety - górą kot nie przejdzie, a latające ptaki już tak :)
      A z kurą nieźle, pies przyniósł porcję na rosół ;)

      Usuń
  2. Kochana, moje to nie mają okazji złapać nic poza komarem, muchą, pająkiem czy ćmą. Ale Liza regularnie dokarmia rodziców muszkami, kretami, nornicami i innymi nornikami, a nawet sikorami czy dwa razy zagryzła łasicę a kiedyś upolowała kaczątko ale ojciec jej zabrał i ptak wrócił do rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie prezentów było już tyle że mogłabym całą książkę napisać :D Ogromne świerszcze, suche pająki, nornice, ryjówki, zajęcza łapka, kopciuszki, zwykłe szare myszy, tony żuków, jaszczurki, ogony od jaszczurek... Na szczęście rozwiązaliśmy (przynajmniej u domowych potworów) kwestie ptaków - dzwonki przy obrożach odstraszają ptaki zanim sytuacja stanie się niebezpieczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genialne z tymi dzwonkami! :) Tylko dzikusy żyjące u moich rodziców raczej ciężko by zniosły teraz obróżki :D

      Usuń
    2. U wychodzących, oswojonych kotów dzwonki mogą się sprawdzić, chociaż koty to sprytne stworzenia i potrafią polować nawet z dzwonkiem.

      Usuń
  4. Mojej córce to co chwilę kreta z ogrodu przynosi a siostry koty przynoszą myszki :) Mój Maciek kiedyś złapał gołębia, ale to nie ja widzialam a sąsiad :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Natura tygrysa wygrała. Dobrze,że ptaszek przeżył. I historia ma szczęśliwe zakończenie.
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, inaczej tak łatwo Andrzejowi bym tego nie wybaczyła :)

      Usuń
  6. Jak przeniosłam się z rodzicami na wieś, to polowania stały się normą - ptaki, myszy, szczury, krety, jaszczurki. Wszystko co ucieka przed kotem :) Ale dopóki mieszkaliśmy w mieście to nasz "typowo domowy kot" na czwartym piętrze co rusz raczył nasz, a to jaskółką, a to sikorką, a to wróbelkiem. Nieszczęsne same kusiły los latając tak blisko barierki. A on tylko się zamachnął i PAC! Ptak na balkonie. Moje domowe futrzaki JESZCZE niczego nie przyniosły :) Ale to pewnie dlatego, że na wysokości 8 piętra najczęściej latają mewy, a te ciężko upolować :D Chociaż wiosną przeżywam horror, kiedy jaskółki próbują zakładać gniazda w zakamarkach mojego balkonu albo okien. I sikorki zimą - zgroza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprytny! Czyli polowania na balkonie to nic nowego dla kocich drapieżców :)

      Usuń
  7. Mi się zdarza takie coś cZęsto tylko nie z ptakami. Kilka razy udało mi się je uratować a kilka razy niestety zostały zabite. Na takie małe Lili nawet nie reaguje tylko na te wielkie - które wystają jej z pyszczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lili już poluje? No to sprytna z niej kocia dziewczyna, a taka malutka :o

      Usuń
  8. Moja kotka nie ma warunków do polowania, bo na balkonie nie zostawiamy jej samej /brak siatki/. Mój siostrzeniec ma kocura, który codziennie znosi mu myszy i ... wrzuca do buta.
    Każdy kot ma instynkt łowcy - niestety.
    Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Beza pewnie jak tylko by miała okazję to też by coś upolowała

      Usuń
  9. Andrzej to również kot, nawet jak niewychodzący to sobie poradził ;) Ja to nie lubiłam jak Sonia kiedyś bawiła się ofiarą, bo wtedy biedne zwierzę się męczy. Już lepiej jak szybko zabije i zje. Kilka razy zdarzyło się tak, że żywa mysz biegała po domu ;) Przecież zdobyczą koniecznie trzeba się pochwalić! Dobrze, że ptaszek odleciał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie koty często nie zjadają swoich ofiar, tylko się bawią, to najgorsze.

      Usuń
  10. Andrzej sprawdził się jako kot, ale dobrze, że ptaszek przeżył :))
    Teraz to już nie ten sam słodziak Andrzejek, co dawniej ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, nie taki Andrzej słodki i niewinny ;)

      Usuń
  11. Dobrze zakończyła się ta historia. Miałam dreszczyk emocji kiedy czytałam, ale ... ufff. Zdaję sobie sprawę , że to prawa natury. Andrzejek na charrrakter :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Andrzej poczuł zew natury. Tylko ptaszka szkoda, oby nie doznał obrażeń wewnętrznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No liczę na to że jak odleciał to mu nic potem nie było.

      Usuń
  13. Mój dwa razy upolował ptaszka. Tylko że najpierw ptak uderzył w okno (mamy bardzo duże i czasami ptaki się z nim zderzają) i "zemdlał" pod nogi Nutusia. Ale dumny był! Niczego innego nigdy nie upolował, nawet muchy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nutuś to ma szczęście, nawet ptaszki same mu się polują ;)

      Usuń
  14. Moja typowo domowa kota pojechała ze mną do rodziny na działkę. Gdy już "opanowała" trawnik, to z wielką dumą położyła COŚ u moich stóp...Patrzę... a to wielka ropucha. Moja chwila konsternacji, pełna dumy mina kota, a ropucha hyc i chodu...Potem z pokorą musiałam patrzeć w pełne wyrzutu oczy kota. No tak...ten niezdarny ludź, mało że nie umie sam polować, to jeszcze TAKIEJ zwierzynie dał uciec...

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy z Andrzejem za każdy komentarz i odwiedziny na blogu :)