Wydawało mi się że nie lubię takich kocich wystaw, ciągle miałam wrażenie że to męczarnie dla tych biednych kotów, po co to ludzie robią, po co oceniają czy rasowy kot ma równe uszy, wystarczającą gładką sierść, kolor oczu itd, itd... Ostatni raz na wystawie byłam kilka lat temu (chyba nawet wtedy jeszcze sama nie miałam kota) i chociaż kotki mi się podobały i wyszłam zachwycona - to jednak takie wrażenie (i opinia) pozostało. Tym razem wystawa była tak blisko miejsca zamieszkania że postanowiłam dać wystawom szanse i przy okazji popatrzeć na inne koty.
I rzeczywiście na początku, pierwsze wrażenie - ogrom klatek, dużych transporterów i siedzące w nich koty - siedzące , śpiące, przykryte kocykami i na pewno zmęczone. Chodziłam pomiędzy tymi klatkami i mi było ich żal. Ale to było pierwsze wrażenie.
Potem, jak pogadałam z kilkoma wystawcami, jak zobaczyłam z bliska kilka kotów - to zmieniłam zdanie. Koty nie jeżdżą na wystawy codziennie i jednak nie ma to nic wspólnego z męczeniem biednych zwierząt 😃 Ci wystawcy doskonale wiedzą ile jaki kot może sobie pozwolić - czy będzie wolał przesiedzieć w transporterze i po prostu przespać całe zamieszanie czy na kolanach opiekuna czy, tak jak niektóre - prezentując się pięknie wszystkim odwiedzającym! A nie każdy kot z hodowli będzie nadawał się na wystawy - właśnie ze względu na charakter. A te które sobie radzą, nawet śpiąc spokojnie w transporterach - mogą wziąć udział w takich wydarzeniach.
Ci wystawcy (przynajmniej Ci, z którymi miałam okazję pogadać) widać było że kochają koty - mówią o nich jak o własnych dzieciach (na prawdę, chociaż przecież mają te koty i hodują je po to aby je sprzedać😉. Z czułością, troską - o charakterach, o potrzebach, o tym że są zmęczone ale odsypiają w domu..
Wiadomo, że koty były zmęczone i niekoniecznie siedzenie w hałasie, wśród zwiedzających robiących zdjęcia, zaglądających do klatek jest najfajniejszą dla kota sprawą (nawet dla kota rasowego, z medalami i odznaczeniami). I każdy kot - czy to zwykły dachowiec, czy wyróżniony brytyjczyk, ragdoll, pers czy sfinks - najbardziej zapewne lubi swój dom, swoje zabawki, miseczki i domowy spokój.
Ale w swoim dużym transporterze, na znanym hamaczku czy legowisku, okryte kocykami lub na rękach u opiekunów - w zależności od kota - spędziły czas na wystawie. Niektóre śmiało patrzyły w obiektyw, bawiły się wędkami czy laserem, niektóre spały lub po prostu leżały nie zwracając uwagi na nic.
I teraz najważniejsze pytanie - jakie jest Wasze zdanie o wystawach? Jeśli macie rasowe koty - to są wśród Was osoby które są wystawcami? Odwiedzacie wystawy, lubicie oglądać koty w takich warunkach?
A druga myśl po wystawie - zakochałam się w ragdolach! Do tej pory myślałam, że najbardziej na świecie chciałabym korata albo rosyjskiego niebieskiego, ze względu na cudne umaszczenie. Ale jak zobaczyłam niebieskie oczy, puchata sierść i niewiarygodne wręcz nastawienie do człowieka to chyba zmieniałam zdanie..
To koty na prawdę niezwykłe, i tak jak kiedyś (właściwie cały czas tak myślę), że jak koty to tylko adoptowane zwykłe dachowce - tak teraz w głowie mi kiełkuje myśl o tym, że takiego ragdolla ze sprawdzonej hodowli mogłabym mieć. Jestem nimi zachwycona, a ten piękny niebieskooki puchaty kawaler skradł moje serce najbardziej 💘
Może kiedyś kto wie... Na razie wracam do swoich dwóch zwykłych dachowców - z pewnością zasługujących na wszystkie medale świata,a na pewno na miseczkę pysznej karmy.
PS. A propos karmy - tez mam kilka puszek z wystawy na spróbowanie (niestety nie było dużego wyboru) na pewno o nich napiszę niebawem, mam tylko nadzieję że wybrednemu Andrzejowi posmakują, bo Wandzia lubi i przyjmuje wszystko!
Nie miałam do tej pory okazji być na takiej dużej wystawie. Byłam tylko na 'wystawce' zorganizowanej w palmiarni i tam raczej te wszystkie koty były tak rozkosznie rozlelane i rozleniwienie, że serce miękło. Bardzo pozytywne wrażenie.
OdpowiedzUsuńBardziej przyjazne warunki dla towarzyskich kotów :)
UsuńBylam raz i tam był koszmarny hałas. Stoiska z legowiska mi i zabawkami, ale drogie straszliwie - to ja już wolę mojego zooplusa. A kotki moje dachowe :)
OdpowiedzUsuńNo stoiska z karmami i zabawkami.... ceny hoho! Ale były też stoiska fundacji więc przy okazji można było wspomóc, nawet coś kupując :)
UsuńCzasami mi się zdarza chodzić na wystawy. Tutaj nic nie jest czarne ani białe - jedni wystawcy są odpowiedzialni i dbają o swoje zwierzaki, inni nie. Spotkałam się zarówno z dbaniem o koty jak i z męczeniem ich wystawami (bo nie każdy czuł się tam dobrze).
OdpowiedzUsuńLubię też odwiedzać stoiska fundacji na takich eventach :) Można kupić ładne rzeczy i poznać nowych ludzi.
Osobiście nie chciałabym rasowego kota, zawsze miałabym poczucie że zajął miejsce jakiejś bidzie której mogłam pomóc. Ale to moje spaczone podejście wolontariusza kociej fundacji ;)
Ważne, żeby kupować z legalnej hodowli :) Śliczne te Radgollki :)
Masz rację, nawet jeśli kupować rasowego kota, to ze sprawdzonej hodowli. A też nie wiem czy ostatecznie nie adoptowałabym jakiegoś ;) Ale to jeśli nawet odległa przyszłość :D
UsuńJa dawniej lubiłam wystawy, teraz trochę mniej. Wystawa w Krakowie zawsze jest w czerwcu, kiedy jest upał i duchota. Nie przepadam za tłokiem i hałasem, a tak było na tegorocznej wystawie, byłam ogromnie zmęczona. Ale poszłam tam głównie poznać Monikę Małek, kociego fotografa i zakupić Jej zakładki 😉
OdpowiedzUsuńCo do kotów rasowych, nie ukrywam, że mam kilka ras kotów, które ogromnie mi się podobają. Najbardziej ragdol i maine coon, czyli rasy kotów marzeń, które to marzenia zrealizowałam 😉 dzisiaj moje serce najmocniej bije dla moich znajdek, ale nie ukrywam, że koty rasowe też mają w sobie coś wyjątkowego. Gdybym kiedykolwiek zdecydowała się jeszcze na kota rasowego, to tylko po to, żeby cieszył moje oko a nie sędziów na wystawie 😝
Maine Coony też cudne, puchate rysie, jak Dyzio ;) A na wystawy rasowego tez bym nie chciała, chyba za dużo zachodu.
Usuń